Nigdy nie przejmowałam się swoim wyglądem. Wygladałam, jak chciałam.
Gimnazjum: ogrodniczki i bejsbolówka z daszkiem do tyłu. Grałam w piłkę z chłopakami. W dupie miałam strojace się laski w klasie.
W trzeciej zaczęłam ubierać się na czarno.
Na początku liceum pierwszy raz zapragnęłam schudnąć. Zaczął mi przeszkadzać niewielki tłuszczyk na dobrze umięśnionym ciele.
Pamiętam zimę. Szłam w zawieji w płaszczu, zakapturzona i opatulona szalikiem. Z własnej woli poginałam z buta trzy kiletry do szkoły. Brałam na bilety od rodziców, a za kasę kupowałam ziołowe tabletki na odchudzanie.
I szłam tak. W żołądku chemia. Listek tabletek z efedryną, kilka wspomnianych ziołowych tabletek na odchudzanie i pół litra czarnej, gorzkiej siekiery kofeinowej.
Pamiętam to zimno. Ten przerażający chłód. Przeszywajacy do szpiku kości. Osłabione ciało jadące na tej mieszance od miesiąca czy dwóch.
I wtedy naprawdę czułam się sobą…