Robię już chyba dwudzieste podejście do tego wpisu. Chęci są duże, ale umiejętności jakby zupełnie uleciały.
Tkwię w tym bezsłowiu od ponad tygodnia i szlag mnie trafia.
Mówić: nie. Pisać: nie. Żyć: nie. Choć za oknem słońce i zdawałoby się, że czas na pobudkę z zimowego snu.
A zamiast liter tylko łzy się mnożą. Bezsilność. Beznadzieja. Bezżycie w tym życiu.
– Obudź się, Mrówczyńska, obudź! I zacznij żyć…
Przytulam
Dzięki 🙂
Przypomnij sobie szczesliwe epizody swojego zycia, zwiazane tylko z Toba, namaluj usmiech na twarzy, spojrz w lustro, znajdz glebie swoich oczu.
Jestes, wiec mozesz.
😉
Trzeba coś ze sobą zrobić. Masz rację. Rzucić się w wir twórczy.
Myślę, że nie koniecznie wir twórczy. Wydaje mi się, że chwila spokoju, gdzie czulabys się dobrze, byłaby jak najbardziej wskazana. Coś pośredniego, pomiędzy bezsensem, a tyraniem. Punkt neutralny, gdzie nie ma się ani dołka ani manii.
Gdy sama miałam czas czując jakbym wpadła w studnię i nie ma szans na wyjście z niej, próbowałam odwrócić swoją uwagę od tego jak głęboko w niej siedzę. Nagle okazywało się, że jest plycej niż mi się wydawało. Stan neutralny pozwalał mi zbierać siłę na działanie. To było to czytanie książek, spacer, handmade – małe rzeczy acz pozytywne.
Nieprecyzyjnie się wyraziłam. Chodziło mi bardziej o aktywność około twórczą. Wciąż nie potrafię pisać, ale mogę zrobić coś dobrego dla siebie.
Wszystko aby tylko uwolnić się od negatywnych myśli i zapełnić to miejsce pozytywnymi 🙂
Trzymam kciuki i zabieraj się do tego od razu! 😉
No, melduję wykonanie zadania 😉