To, co piszę, to gówno. Gówno nad gównami. I nie mówcie mi inaczej. Nie pocieszajcie. Taka jest prawda. Obserwuję moich znajomych po piórze. Caly czas mają jakieś premiery. A ja?
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Tego chłamu nikt nie chce wydawać.
Chyba czas skończyć się ośmieszać. Czas skończyć być „wielką i natchnioną pisarką”. Wrócić w kierat codzienności. I nie wyściubiac nosa ponad przeciętność.
Oficjalnie: straciłam radość, chęć i sens życia.
Płakać mi się chce, gdy o tym pomyślę. Ale czas skończyć z dziecięcymi mrzonkami. Z tej mąki chleba nie będzie. A jeśli już, to podły zakalec.
Hej! Dziewczyno, nawet jeśli chleba nie będzie, to niektórym innym dzięki Twoim książkom trochę bardziej się chce wyjść i o ten chleb zabiegać. Nie wiem, czy mnie rozumiesz? Jasne, możesz mieć w dupie „mój chleb”, ale chyba choć troszkę na swój zarobiłaś dzięki książkom? I stalas się ważna, rozpoznawalna dla czytelników. Ściskam Cię.
Cześć Anka!
Zapytam trochę przewrotnie: czy ta zmiana nastroju nie ma przypadkiem związku z ostatnią sesją i z tematami, jakie w jej czasie poruszyłaś? I z faktem, że następna sesja nadchodzi.. ?
Trzymaj się!
M.