21 – halucynacje czy rzeczywistość? Oto jest pytanie!

Po wczorajszej górskiej wyprawie dziś ledwo zwlekam się z łóżka. Choć przyzwyczaiłam się już do wycieczek powyżej dwudziestu kilometrów i tysiąca metrów przewyższeń, ciało odmawiało posłuszeństwa.
Po wypiciu pół kubka kawy, siadłam do pracy nad projektem mojej fundacji, który niemiłosiernie się przeciąga. Prawie cały dzień spędziłam na pisaniu. Pisaniu, szukaniu informacji, źródeł.
Wieczorem poczułam niepokój. Było mi z tym dziwnie, bo tego typu emocji nie doświadczałam już dawno. Przed zakończeniem terapii potrafiłam tęsknić za tym swoim zagubieniem w rzeczywistości, derealizacją, depersonalizacją. Ale dziś? Dziś było mi z tym nieswojo i żałowałam, że nie mam benzo.
W pewnym momencie poczułam, że coś mnie smyra po plecach. Sięgnęłam ręką i wyciągnęłam spod bluzki włos. Nie zdziwiło mnie to, bo wypadają mi na potęgę i wiecznie je z siebie ściągam. Ale kilka sekund później poczułam dziwne łaskotanie z tyłu ramienia. Przejechałam po nim dłonią i kątem oka zauważyłam biegnącego po niej robala – dużego, czarnego, coś jakby chrząszcz lub karaluch. Widziałam go i czułam. Zaczęłam się otrzepywać z obrzydzeniem, w pierwszej chwili myśląc, że to wielki pająk (panicznie się ich boję, choć nigdy nie zabijam, po prostu schodzę im z drogi nawet, gdy zadomawiają się w mieszkaniu). Zerwałam się z miejsca, zrzuciłam z siebie ubranie, łącznie z bielizną i z duszą na ramieniu obserwowałam otoczenie. Nic. Pusto. Ani śladu po intruzie. Koniuszkami palców podnosiłam po kolei ubrania i je wytrząsałam. Bez efektów. Domniemanego owada nigdzie nie było. Może uciekł? Ale gdzie? Jak? Taki niezauważony? Przecież był naprawdę duży.
Szczerze? Po chwili zaczęłam się zastanawiać, czy znów nie doświadczyłam halucynacji wzrokowej i czuciowej. Zdarzało mi się to w przeszłości. A najdziwniejsze było to, że po tej sytuacji poczułam dziwny spokój… i do teraz nie odstępuje mnie wrażenie, że na poziomie nieświadomym dzieje się we mnie coś ważnego. Że dokonują się jakieś zmiany. Będąc w terapii powiedziałabym, że to jakiś przełom. Szkoda tylko, że nie potrafię tego uchwycić poznawczo. Że nie umiem tego ogarnąć rozumem i pojąć racjonalnie. Że dzieje się to we mnie, ale jakby poza mną.

Idzie nowe?

Podziel się!

3 – by nie nazwać ich po imieniu. Dobitnie

Każde kolejne zdanie padające z jego ust sprawiało, że mrok gęstniał. I nie, nie czułam, że płaczę, choć ilość łez rosła lawinowo. Jak w krótkim czasie naprawić kilkanaście lat? Jak sprawić, by nienawiść i pogarda osłabły? Najszersze chęci to za mało. To nic. Czy da się w ogóle coś zrobić, gdy ktoś ma cię za pozbawionego uczuć potwora? To, co rozgrywa się w Tobie, nie manifestuje się na zewnątrz. Pozostajesz bezemocjonalną amebą. Wedle jego słów.

Łza za łzą. I myśl za myślą. Każda gorsza od poprzedniej. I nagle uświadamiasz sobie, jak silne są stare schematy. Jak bardzo potrzebujesz tego, co kiedyś. By się uspokoić, by poczuć ulgę. Myśli krążą wokół utartych schematów. I zastanawiasz się, czy toczyć dalej tę nierówną walkę z samym sobą, czy ulec. I choć przez chwilę poczuć nieznaczą ulgę.

Szczerze? Pierwszy raz od zakończenia terapii wróciły te myśli. Te ostateczne, by nie nazywać ich po imieniu, dobitnie. Kazały uwierzyć, że są jedynym rozwiązaniem. I przez chwilę dałam się im omamić.

Ale prawda jest taka, że nie wiem. Nic nie wiem. To, co miało być miłością, jest nienawiścią. I pogardą. I ranieniem. Czy z mojej winy? Możliwe. Prawdopodobne. I walczę ze sobą. Tymi myślami. I tym pragnieniem.

Podziel się!