Drugi dzień z rzędu jest mi smutno i już się zaczyna wchodzenie w rolę ofiary. W moim głupim rozumku już włącza się spirala myśli – jaka to ja jestem biedna, jaka pokrzywdzona, tak bardzo cierpię.
Nie potrafię zaopiekować się sobą w gorsze dni. Wymagam od siebie wiecznie dobrego nastroju. Kiedy jest gorzej – wchodzę w rolę swojego kata. Jestem na siebie zła i robię sobie wyrzuty. No bo przecież nic się nie dzieje, a ja się smucę. Powtarzam sobie słowa pana M., że te emocje dotyczą przeszłości. Ale niewiele to daje. Karzę siebie, przez co jeszcze bardziej wchodzę w rolę ofiary. Spirala się nakręca.
Muszę nauczyć się opiekować sobą. Tym małym, skrzywdzonym dzieckiem we mnie. A ja wciąż do niego krzyczę:
– No i czego ryczysz, gówniarzu?! Uspokój się w tej chwili! Jesteś nieznośna! Nienawidzę cię!
Mrówczyńska, przecież tak nie można…
Tak. Leczę się ale często dochodzę do wniosku że to nic nie daje. Ale nie leczenie się jest jeszcze gorsze.
Nie zawsze jest lepiej. Czasem są regresy. Ale ja wierzę, że ostatecznie się wyleczę!
Dziś usłyszałam że jestem egoistką. Że skupiam się tylko na sobie i oczekuje by inni też na mnie tylko skupiali swoją uwagę. To nie prawda. Chociaż chciałabym się czuć potrzebna. Zwłaszcza w takich chwilach jak ostatnio. Gdy czuje się nikim. To uczucie samotności jest straszne. Każdy mnie omija. I to podobno moja wina. Bo nikt nie lubi smutnych ludzi. A ja jest smutna. I to bardzo.
Ie znam Cię, więc nie mogę się na ten temat wypowiedzieć.
Ja zawsze sie obiecałam, gdy słyszałam, że jestem egoistką. Ale w końcu to zaakceptowałam i staram się zmienić.
Przytulam cię.
Mam podobnie. Weszlam w rolę ofiary. Nikt się nade mną nie pilotował. Więc teraz jestem obrażona na wszystkich. Potrzebuję kopa by wyjść z tego gówna. Czy to się kiedyś skończy? Ciągle w kółko to samo..
A leczysz się?