Na swojej stronie autorskiej napisałam, że „mam dużo marzeń i planów”. O, tak! Mam ich pełno. I mam świadomość, że marzenia same się nie spełniają. Trzeba działać i walczyć, by stały się rzeczywistością.
Powolutku zdobywam wiedzę na temat fundacji i jej założenia. Napisałam również wstępny szkic statutu. Ale nic na hurra, to musi być przemyślane działanie.
Za planami założenia fundacji idzie również chęć podjęcia studiów psychologicznych. Myślę, że psychologia kliniczna bardzo by mi pomogła w dobrym prowadzeniu rzeczonej fundacji i portalu zPogranicza.pl.
I tu właśnie pojawił się zgrzyt między mną, a Mrówkiem. On był zdecydowanie przeciwny moim planom powrotu do nauki. Uważał, że biorę na siebie za dużo i to nie może skończyć się dobrze. Cóż, przez te piętnaście lat znajomości poznał mnie na wylot. Przez co dla niego oczywistym jest, że skoro teraz jest dobrze, w końcu nadejdzie kryzys, a ja po raz kolejny wyląduję na oddziale zamkniętym. Zresztą… moje studiowanie filozofii, a potem dwukrotne rozpoczynanie studiów pedagogicznych nie skończyło się dobrze. Za każdym razem przychodził tak poważny kryzys, że musiałam rezygnować z nauki.
Wiem, że Mrówek i rodzina patrzą na mnie przez pryzmat swojej wiedzy o mnie, przez doświadczenia moich hospitalizacji, prób i tendencji samobójczych, epizodów depresyjnych. Mam świadomość, że pięć miesięcy to zbyt krótki czas, by powiedzieć jednoznacznie, że mogę bezpiecznie zacząć studia. Dlatego Mrówek zaproponował kompromis.
W 2011 roku dr Mary Zanarini przeprowadziła szczegółowe badania na temat uleczalności borderline. Za kryteria wyleczenia przyjęła dwa lata bez symptomów oraz dobre funkcjonowanie zawodowe i społeczne. I takie kryteria zostały również przyjęte przez Mrówka. Jeśli w ciągu dwóch lat (właściwie to roku i siedmiu miesięcy, bo minęło już pięć miesięcy) nie będę miała załamania, epizodu depresyjnego, nie wrócę do autodestrukcji i autoagresji, Mrówek i moja rodzina nie będą mieć nic przeciwko moim studiom. Przystałam na ten kompromis bez zbędnego zwlekania, bo uważam, że jest on bardzo racjonalny i rozsądny.
Trzymajcie więc kciuki, bo muszę wytrzymać jeszcze półtora roku bez „odpierdalania”, jak Mrówek zwykł nazywać moje jazdy, hehe. Jeśli wszystko będzie dobrze, w kwietniu 2023 wezmę udział w rekrutacji.
Oprócz tego przygotowuję się do dużego projektu, o którym już wspominałam. Na razie rozmawiam ze specjalistami, pozyskuję osoby do współpracy. Jeszcze nie zdradzam żadnych szczegółów, bo jest na to za wcześnie.
Za tydzień premiera „Dwóch słów”. Już myślę o wydaniu „Granic obłędu”. Powolutku też przybywa znaków w „Walcząc o życie”.
Nareszcie czuję, że moje życie ma sens. Że mam na nie realny wpływ. Całą tę trudną przeszłość zostawiłam za sobą. Już jej nie rozpamiętuję. Co było, to było. Jakby nie patrzeć, dzięki niej jestem tu, gdzie teraz. Skupiam się na teraźniejszości i przyszłości, bo to one są ważne i to je mogę kształtować tak, jak chcę. A chcę od życia dużo, ale pragnę również wiele dawać innym.