Po wczorajszej górskiej wyprawie dziś ledwo zwlekam się z łóżka. Choć przyzwyczaiłam się już do wycieczek powyżej dwudziestu kilometrów i tysiąca metrów przewyższeń, ciało odmawiało posłuszeństwa.
Po wypiciu pół kubka kawy, siadłam do pracy nad projektem mojej fundacji, który niemiłosiernie się przeciąga. Prawie cały dzień spędziłam na pisaniu. Pisaniu, szukaniu informacji, źródeł.
Wieczorem poczułam niepokój. Było mi z tym dziwnie, bo tego typu emocji nie doświadczałam już dawno. Przed zakończeniem terapii potrafiłam tęsknić za tym swoim zagubieniem w rzeczywistości, derealizacją, depersonalizacją. Ale dziś? Dziś było mi z tym nieswojo i żałowałam, że nie mam benzo.
W pewnym momencie poczułam, że coś mnie smyra po plecach. Sięgnęłam ręką i wyciągnęłam spod bluzki włos. Nie zdziwiło mnie to, bo wypadają mi na potęgę i wiecznie je z siebie ściągam. Ale kilka sekund później poczułam dziwne łaskotanie z tyłu ramienia. Przejechałam po nim dłonią i kątem oka zauważyłam biegnącego po niej robala – dużego, czarnego, coś jakby chrząszcz lub karaluch. Widziałam go i czułam. Zaczęłam się otrzepywać z obrzydzeniem, w pierwszej chwili myśląc, że to wielki pająk (panicznie się ich boję, choć nigdy nie zabijam, po prostu schodzę im z drogi nawet, gdy zadomawiają się w mieszkaniu). Zerwałam się z miejsca, zrzuciłam z siebie ubranie, łącznie z bielizną i z duszą na ramieniu obserwowałam otoczenie. Nic. Pusto. Ani śladu po intruzie. Koniuszkami palców podnosiłam po kolei ubrania i je wytrząsałam. Bez efektów. Domniemanego owada nigdzie nie było. Może uciekł? Ale gdzie? Jak? Taki niezauważony? Przecież był naprawdę duży.
Szczerze? Po chwili zaczęłam się zastanawiać, czy znów nie doświadczyłam halucynacji wzrokowej i czuciowej. Zdarzało mi się to w przeszłości. A najdziwniejsze było to, że po tej sytuacji poczułam dziwny spokój… i do teraz nie odstępuje mnie wrażenie, że na poziomie nieświadomym dzieje się we mnie coś ważnego. Że dokonują się jakieś zmiany. Będąc w terapii powiedziałabym, że to jakiś przełom. Szkoda tylko, że nie potrafię tego uchwycić poznawczo. Że nie umiem tego ogarnąć rozumem i pojąć racjonalnie. Że dzieje się to we mnie, ale jakby poza mną.
Idzie nowe?