Wstyd mi samej przed sobą, że tak zaniedbuję tego bloga i przepraszam za to tych, którzy jednak czasem tu zaglądają z nadzieją, że przeczytają coś nowego.Ci, którzy są ze mną długo lub czytali trzeci tom Młodego boga (bo chyba właśnie w „Samobójstwie na raty” o tym pisałam), widzą, że zawsze miałam tendencję do pisania pod wpływem trudnych i bolesnych emocji, a w lepszych czasach często znikałam.
Padam totalnie na twarz przez sen o zawrotnej długości trzech godzin oraz fakt spędzenia caluteńkiego dnia przed komputerem na ostatnim zjeździe kursu na doradcę ds. zdrowienia. Jednak zmotywowałam się do tego, by oficjalnie odnotować tu pewne, ważne dla mnie, kwestie.
Jednak zanim napiszę kilka zdań refleksji na temat tego kursu, mam dla Was inną nowinę. Ci, którzy zaglądają na mojego Facebooka już zapewne wiedzą, że po długich przygotowaniach w końcu złożyłam do KRS wniosek o rejestrację Fundacji zPogranicza. Teraz już zostaje mi tylko czekać. Także w końcu udało mi się dopiąć swego i zrobiłam to, o czym marzyłam tak długo. Pamiętajcie, marzenia się nie spełniają. Marzenia trzeba spełniać samemu!
Jeśli zaś chodzi o kurs. Nie ukrywam, że był on dla mnie bardzo cennym doświadczeniem.
Po pierwsze, mieliśmy wspaniałych wykładowców, którzy byli wyrozumiali, otaczali nas opieką, przekazywane przez nich treści były ciekawe i rozwijające.
Po drugie, byłam bardzo mile zaskoczona uczestnikami kursu. Było nas ponad dwadzieścia osób, a nie zauważyłam, aby pojawiła się jakakolwiek niezdrowa rywalizacja, większe konflikty, szeroko pojęta agresja czy niechęć względem siebie. Mieliśmy przestrzeń do bezpiecznego wymieniania się opiniami, doświadczeniami, przeżyciami czy pomysłami. Szanowaliśmy siebie, swoją odmienność, byliśmy wyrozumiali dla trudności innych. Atmosfera była przyjazna i sprzyjała rozwojowi. Przynajmniej ja to tak odbieram. W grupie było kilka osób, z którymi się znam lub przynajmniej, które kojarzę, bo gdzieś tam nasze drogi przecinały się na Facebooku. Fajnie było Was lepiej poznać!
Po trzecie. Ten kurs dostarczył mi sporo wiedzy na temat mnie samej. Pojawiło się we mnie wiele refleksji. Jak chociażby to, że nigdy nie podejrzewałabym siebie o tak daleko idącą aktywność na forum większej grupy! Co prawda mam jakieś tam doświadczenie z wystąpieniami publicznymi (choć do tej pory tylko online, z zacisza własnego, bezpiecznego domu, hehe), ale praca w grupie i spontaniczne wymienianie się przemyśleniami było dla mnie pewnego rodzaju nowością. A na pewno fakt, że robiłam to chętnie i sama z siebie (mam nadzieję, że Was nie zanudzałam swoimi rozkminami, hehe). Przekonałam się, że słowa pana M., który przez lata tłukł mi do głowy, że jestem ciekawa ludzi, a relacje z innymi mogą mi przynosić satysfakcję, okazały się jak najbardziej uzasadnione. Także oprócz zdobytej wiedzy i nawiązania ciekawych znajomości, poznania perspektywy różnych osób, dowiedziałam się wiele na swój temat.
A co, tak poza tym? Jestem bardzo zmęczona, a do tego chora. Potrzebuję resetu, odpoczynku i relaksu, bo od dłuższego czasu mam sporo na głowie. No i może w końcu uda mi się wrócić do pisania, bo pisanie jednej czy dwóch stron raz na kilka tygodni zdecydowanie mi nie wystarcza.
Pamiętacie mnie sprzed lat? Lub choćby sprzed roku? Pomyślelibyście, że to wszystko się tak potoczy? Że dojdę do miejsca, w którym jestem teraz? Nie? Ja też nie, hehe. Chciałabym zakończyć ten wpis moim ulubionym mottem:
Zawsze jest za wcześnie, żeby się poddać!
A ja jestem tego doskonałym przykładem.
Kochani, trzymajcie się i nie dajcie! I walczcie o siebie, bo nigdy nie możemy być pewni, co nas czeka za rogiem i dokąd uda nam się dojść.