O Anka Mrówczyńska

Jestem Słowem. Jestem Wolnością. Jestem Ciszą. Anka Mrówczyńska. Lub po prostu mrówka. Urodziłam się wiosną 1987 roku. Zodiakalny Baran. Wegetarianka. Pacyfistka. Intuicjonistka. Moją pasją jest pisanie. Robiłam to odkąd pamiętam. Początkowo pochłonęła mnie poezja. W latach 2001-2006 napisałam ponad sześćset wierszy. Większość z nich nie nadaje się do publikacji. Jednak wybrałam ich około stu i tomik ten opatrzyłam tytułem "Wyciąg z psychiki". Chcąc rozwijać swoją pasję, w szkole średniej wybrałam klasę o profilu dziennikarskim. Potem trochę studiowałam filozofię. Trochę pedagogikę. W 2008 roku zdiagnozowano u mnie zaburzenia bierno-agresywne z elementami schizoidalnego. W 2014 osobowość chwiejną emocjonalnie, typ borderline. Oprócz tego zmagam się z nasiloną autodestrukcją, autoagresją, nawrotami depresji i silnymi tendencjami samobójczymi. Podczas sześciotygodniowego pobytu w szpitalu psychiatrycznym cały czas pisałam. Przekonałam się, że proza również doskonale potrafii przekazać emocje i myśli. Zdradziłam poezję. Wiersza nie napisałam od 2013 roku. Jednak nie żałuję. Mam dużo marzeń i planów. Jestem Piotrusiem Panem. Lubię śmiać się do słońca. Wdychać noc. Gubić duszę na wietrze. Jestem.

Druga rocznica

Kto by pomyślał. Dziś mijają dwa lata od zakończenia terapii u pana M. Dokładnie dwa lata temu po odbyciu ostatniej sesji wyszłam z gabinetu, zamknęłam za sobą drzwi i rozpoczęłam samodzielne życie.

I właśnie dziś, podczas IV Międzynarodowej Konferencji BPD, miałam okazję opowiedzieć o kampanii społecznej „Borderline #kuZrozumieniuiAkceptacji” organizowanej przez Fundację zPogranicza oraz agencję PR Hub.

Życie zatacza czasem ciekawe kręgi. Coś, co zabijało, może dawać siłę i nadzieję. Coś, co było słabością, może stać się mocną stroną.

Wierzę, że za jakiś czas borderline przestanie być tematem tabu i powodem stygmatyzacji. Bo choć się różnimy, inaczej widzimy świat, ludzi, siebie, przeżywamy i czujemy intensywniej, to często mamy wiele do zaoferowania innym. Niech głos osób z borderline w końcu wybrzmi! Razem możemy zmienić świat, świat osób z zaburzeniem z pogranicza.

Podziel się!

22 – twórcza regresja?

Gdybym była obecnie w terapii, zaryzykowałabym stwierdzenie, że to regresja. Ale nie jestem.

Wczorajsza sytuacja, którą opisałam dziś o drugiej w nocy nieźle namieszała. Wybiła mnie nieco z równowagi, ale nie jest to w żaden sposób negatywne doświadczenie. Wręcz odwrotnie. Przeżywam coś na kształt regresji, ale w stosunku do twórczości.
1. Mętlik w głowie i chaos emocjonalny – emocje te jednak nie są intensywne. Czuję się jak w afektywnym labiryncie – przechadzam się pomiędzy najróżniejszymi uczuciami i obserwuję je. Patrzę, jak wyrastają przede mną. I podziwiam je. Witam się z nimi, akceptuję i idę dalej.
2. Emocjonalne „odsłanianie się” – ta przemożna chęć i potrzeba pisania, emocjonalnego ekshibicjonizmu. Znów, jak kiedyś. Jak za najlepszych twórczo czasów!
3. Przeniesienie – traktowanie twórczości jak kogoś bardzo ważnego w życiu, obdarzanie głębokimi uczuciami, lęk przed jej utratą.
5. Domaganie się zwiększonego kontaktu, by stworzyć silniejszą więź – chciałabym pisać nieustannie! Tworzyć i czytać, i zanurzyć się w swoim twórczym, wewnętrznym świecie.
6. Chęć wycofania się z relacji społecznych i porzucenia obowiązków na rzecz procesu twórczego.
7. Podekscytowanie pisaniem, tworzeniem.

Coś na kształt lekkiej dysocjacji. Lekkiej depresonalizacji. Bez utraty kontaktu z rzeczywistością, ale z chęcią, by samej to połączenie zerwać i zwrócić się ku wewnętrznemu światu.

Tak bardzo mi tego brakowało. Przeładowanie rzeczywistością ostatnio mnie kompletnie zmęczyło. A fakt, że od tak dawna nie piszę tylko to pogłębił. Nie mam swojej odskoczni. Przez skupienie na realnym świecie moja twórcza wrażliwość osłabła. Czułam się już wyczerpana. A teraz? Teraz leci Paktofonika, ale nie jest źle. Wręcz przeciwnie. Mam poczucie, że dzieje się coś ważnego. Atmosfera jest niezwykła, choć to zwykły poranek, jak co dzień. Ale w moim emocjonalnym przeżywaniu siebie i świata znów dzieje się coś fascynującego, choć nie potrafię tego uchwycić poznawczo. Intuicyjnie czuję, że rozgrywa się we mnie coś ważnego. Jak aktualizacja w tle i defragmentacja dysku, by uporządkować nowe elementy osobowości i świadomości. Następuje przewartościowanie?

Ale to, co się dzieje, jest dobre. Czuję to. Nie boję się – jestem podekscytowana!

Podziel się!

21 – halucynacje czy rzeczywistość? Oto jest pytanie!

Po wczorajszej górskiej wyprawie dziś ledwo zwlekam się z łóżka. Choć przyzwyczaiłam się już do wycieczek powyżej dwudziestu kilometrów i tysiąca metrów przewyższeń, ciało odmawiało posłuszeństwa.
Po wypiciu pół kubka kawy, siadłam do pracy nad projektem mojej fundacji, który niemiłosiernie się przeciąga. Prawie cały dzień spędziłam na pisaniu. Pisaniu, szukaniu informacji, źródeł.
Wieczorem poczułam niepokój. Było mi z tym dziwnie, bo tego typu emocji nie doświadczałam już dawno. Przed zakończeniem terapii potrafiłam tęsknić za tym swoim zagubieniem w rzeczywistości, derealizacją, depersonalizacją. Ale dziś? Dziś było mi z tym nieswojo i żałowałam, że nie mam benzo.
W pewnym momencie poczułam, że coś mnie smyra po plecach. Sięgnęłam ręką i wyciągnęłam spod bluzki włos. Nie zdziwiło mnie to, bo wypadają mi na potęgę i wiecznie je z siebie ściągam. Ale kilka sekund później poczułam dziwne łaskotanie z tyłu ramienia. Przejechałam po nim dłonią i kątem oka zauważyłam biegnącego po niej robala – dużego, czarnego, coś jakby chrząszcz lub karaluch. Widziałam go i czułam. Zaczęłam się otrzepywać z obrzydzeniem, w pierwszej chwili myśląc, że to wielki pająk (panicznie się ich boję, choć nigdy nie zabijam, po prostu schodzę im z drogi nawet, gdy zadomawiają się w mieszkaniu). Zerwałam się z miejsca, zrzuciłam z siebie ubranie, łącznie z bielizną i z duszą na ramieniu obserwowałam otoczenie. Nic. Pusto. Ani śladu po intruzie. Koniuszkami palców podnosiłam po kolei ubrania i je wytrząsałam. Bez efektów. Domniemanego owada nigdzie nie było. Może uciekł? Ale gdzie? Jak? Taki niezauważony? Przecież był naprawdę duży.
Szczerze? Po chwili zaczęłam się zastanawiać, czy znów nie doświadczyłam halucynacji wzrokowej i czuciowej. Zdarzało mi się to w przeszłości. A najdziwniejsze było to, że po tej sytuacji poczułam dziwny spokój… i do teraz nie odstępuje mnie wrażenie, że na poziomie nieświadomym dzieje się we mnie coś ważnego. Że dokonują się jakieś zmiany. Będąc w terapii powiedziałabym, że to jakiś przełom. Szkoda tylko, że nie potrafię tego uchwycić poznawczo. Że nie umiem tego ogarnąć rozumem i pojąć racjonalnie. Że dzieje się to we mnie, ale jakby poza mną.

Idzie nowe?

Podziel się!